Robo-ryba
Zaledwie tydzień temu odwiedzający port w Gijon
na północy Hiszpanii mieli nie lada atrakcję.Mogli być świadkami
wodowania monstrum przypominającego ludojada ze"Szczęk"Stevena
Spielberga.Od filmowego rekina różniło się ono jednak wielkością,kolorem i składem.Było znacznie mniejsze,zaledwie półtorametrowe,wściekle żółte,a zamiast z żywych mięśni i krwi zbudowane głównie z
aluminium i włókien węglowych.To właśnie robotyczna ryba-najnowsza europejska broń przeciwko
wpuszczanym do morza i oceanu zanieczyszczeniom.Jej twórcami są
inżynierowie z finansowanego przez Komisję Europejską konsorcjum"Shoal"-grupy skupiające zarówno przedstawicieli świata biznesu,jak i nauki.-Chcieliśmy stworzyć urządzenie,które niemalże natychmiast będzie w
stanie wykryć wyciekające skądś toksyczne substancje czy np.to,że ktoś
świadomie zanieczyszcza wody oblewające Nasz kontynent-mówi Luke
Speller,jeden z głównych autorów całego projektu.Robot
testowany jest właśnie w wodach okalających wybrzeże Hiszpanii.Nadanie
mu rekinowatego kształtu(choć niektórzy dopatrują tu się bardziej
tuńczyka)było dla jego twórców oczywiste od początku.-Przez miliony
lat ewolucji rekiny czy tuńczyki zyskały maksymalnie hydrodynamiczny
kształt.Po prostu postaraliśmy się naśladować naturę-mówi kolejny
współtwórca robota-dr Ian Dukes z uniwersytetu w Essex.
Bystry jak żywy
Urządzenie działa niemal całkowicie samodzielnie.Podobnie jak
jego żywy pierwowzór-wyczuwający z ogromnych odległości nawet
minimalne ślady krwi-roborekin ma również niezwykły węch.Potrafi z
daleka wyniuchać,że w wodzie dzieje się coś złego-w domyśle niecny
łotrzyk właśnie wpuszcza do wody jakieś świństwo.Umożliwia mu to
specjalny zestaw czujników i mikroelektrod.Robot,wykorzystując fale
akustyczne,natychmiast wyśle o zarejestrowanym incydencie informacje do
najbliższego portu.Gdy będzie od niego zbyt daleko,przekaże sygnał do
innych robotów,aby one poinformowały władze.Aby poradzić sobie z tymi
złożonymi zadaniami,mechaniczne ryby zostały zaopatrzone w sztuczną
inteligencję-technologię wykorzystującą osiągnięcia informatyki,neurologii,psychologii i kognitywistyki.Jedno
urządzenie"zabezpiecza"kilometr kwadratowy morza i potrafi nurkować na
głębokość 30 metrów.W odróżnieniu od wcześniejszych wodnych robotów
napędzanych głównie za pomocą śruby-ten porusza się dzięki imitującym
naturę ruchom płetw.Jedna wachta robota trwa osiem godzin,potem
urządzenie musi wrócić do portu i naładować baterie.Zdaniem twórców urządzenia może ono w przyszłości stać się prawdziwym
przełomem w ściganiu trucicieli Naszych wód.-W większości europejskich
portów kontrole czystości wód w samym porcie i w jego okolicy odbywają
się raz na miesiąc.To bardzo rzadko-uważa Luke Speller-Nietrudno
sobie wyobrazić,że w okresie pomiędzy kolejnymi kontrolami,jakiś
statek podpływa w okolice portu,wypuszcza zanieczyszczenia i spokojnie
ucieka poza wody terytorialne.Bez żadnych konsekwencji.Nie uda mu się
to,gdy w wodach tych krążyć będą Nasze roboty nieustannie mierząc stan
czystości wody-przekonuje konstruktor urządzenia.Koszt
robota to około 32 tys.dolarów.Ewentualne sfinansowanie nawet całej
ich floty to i tak niewiele.Jak przypominają konstruktorzy roczny koszt
wszystkich strat i walki z zanieczyszczeniami w rzekach,kanałach i
wodach przybrzeżnych samej tylko Anglii i Walii to ponad 1,3 mld funtów.
Czujne jak ławica
Dosłownie kilka dni przed eksperymentem w Hiszpanii,na drugim
krańcu świata,w Kalifornii,w dół rzeki Sacramento wyruszyła inna flota
robotów.Tu zewnętrznych podobieństw z rybami trudno się doszukać.Unoszące się na wodzie tuby prędzej kojarzą się ze spławikami-sugeruje
to zresztą nazwa projektu:Floating Sensor Network,co można
przetłumaczyć jako"sieć dryfujących czujników".Spławiki są jednak świetnie wyposażone,m.in.w smart fony z GPS,dzięki którym są w stanie szybko przekazywać zebrane przez siebie informacje do odbiorników na brzegu.-Dzięki tak dużej liczbie robotów płynących z prądem rzeki
będziemy mogli zebrać dokładne dane o niemal wszystkim,co płynie razem z
nimi.Choćby o rozprzestrzeniających się w delcie zanieczyszczeniach,stopniu zasolenia,a nawet o kierunkach i skali migracji łososi-mówi
prof.Alexandre Bayen z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley,główny
autor projektu.Jego zdaniem flota wyposażonych w
smartfony spławiko-robotów świetnie może spełnić swoją rolę w przypadku
jakiejś nagłej katastrofy,np.wycieku ropy.Roboty można błyskawicznie
zrzucić do rzeki z nabrzeża,czy nawet z helikoptera i otrzymywać w ten
sposób bieżące dane na temat tego jak szybko się posuwa fala
zanieczyszczeń.Kolejne próby smart-robotów odbędą się-przy współudziale armii amerykańskiej-na jeziorze Tahoe w Newadzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz